Notgeld czyli patriotyzm lokalny

Patriotyzm lokalny to taki stan, który dotknął mnie kilka lat po przeprowadzce z Wrocławia na zachodnie rubieże Dolnego Śląska. Objawił się tym, iż zaczęłam baczniej przyglądać się i zwracać uwagę na rzeczy dla ludzi miejscowych oczywiste i niekoniecznie uwagi warte.

Tekst: Aneta Tyl – Muzeum Techniki i Rzemiosła Wiejskiego

Zdjęcia:  Arch. Autorki

Przecież tu nic nie ma ciekawego – dziwili się ludzie, kiedy rozpytywałam o dawne przedmioty i historię konkretnych miejsc.

Rzeczywiście, na samym początku, kiedy przechodziłam ulicami pobliskiego miasteczka – Gryfowa Śląskiego, widziałam tylko obdrapane, zniszczone, szare kamienice i rynek zeszpecony powojennymi zabudowaniami, które nijak miały się swym kształtem i walorami estetycznymi do przedwojennej zabudowy. A potem, pod tą szarzyzną, zaczęłam dostrzegać coś więcej. Było to świadectwo dawnej świetności sięgającej czasów, kiedy miasto nazywało się Greiffenberg, a jego mieszkańcy stanowili wielokulturową mieszaninę mówiącą zarówno po niemiecku, po śląsku oraz  w języku serbołużyckim.

Serbowie łużyccy, to nasz lokalny odpowiednik amerykańskich Indian, lub australijskich Aborygenów, czyli rdzenna ludność, o której głęboko w Polsce niewielu słyszało. Serbołużyczanie przeżyli ciężkie chwile wraz z dojściem do władzy Adolfa Hitlera, który postanowił raz na zawsze rozprawić się z mówiącymi słowiańskim językiem „Niemcami”. Za rządów nazistów życie straciła 1/6 populacji Serbów Łużyckich [1]. Po wojnie, na terenie wcielonym do Polski, władza komunistyczna dokończyła tego dzieła, usuwając całkowicie z tych terenów przedwojennych mieszkańców. Po naszej stronie Nysy Łużyckiej nie słychać już tutejszej pierwotnej mowy, ale po niemieckiej stronie Łużyc funkcjonują serbołużyckie szkoły, a nazwy ulic miast pisane są w dwóch językach.

Mój nabyty patriotyzm lokalny nakazuje mi co jakiś czas przeglądać portale aukcyjne w poszukiwaniu okruchów miejscowej spuścizny. Jakież było moje zdumienie, kiedy pewnego dnia, wpisując w przeglądarkę internetową hasło Gryfów Śląski, ujrzałam poczciwą, brodatą mordę pewnego dziada, znanego szerzej pod imieniem Liczyrzepy, spoglądającą na mnie z jakichś biletów. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, co to jest pieniądz zastępczy. Nie namyślając się zbyt długo, tym bardziej, że cena nie była wygórowana, nabyłam owe papierki i stałam się posiadaczką niewielkiej kolekcji gryfowskich notgeldów, gdyż właśnie taka nazwa na owe pieniądze obowiązywała w okresie ich emisji.

Notgeld z kolekcji Autorki.

Notgeld, w Polsce znany jako bon zastępczy[2] to środek płatniczy, umowny odpowiednik pieniądza. W okresie szczególnych wydarzeń dziejowych- wojen, galopującej inflacji, z braku na rynku pieniądza kruszcowego (chowanego do przykładowej skarpety na czarną godzinę) prawo bankowe pozwalało miastom, czy nawet poszczególnym przedsiębiorcom, na emisję własnego środka płatniczego. Pieniądz taki, zarówno monety, jak i banknoty, były ważne jedynie na określonym obszarze i w ustanowionym czasie. Monety bito zazwyczaj z mało wartościowego materiału, aby uniknąć tezauryzacji, czyli ich gromadzenia, jak to się stało w przypadku kruszcowego pieniądza. Znamy zatem monety żelazne, porcelanowe, a nawet szklane.

Lichy surowiec niestety nie sprzyja dobrym stanom zachowania przedmiotów. Oto kilka żelaznych notgeldów wygrzebanych po wojnie z wrocławskich gruzowisk, z kolekcji autorki.

Pieniądz wojenny z Bad Camberg w Hesji, pow. Limburg-Weilburg

Notgeld z Idar-Oberstein w Nadrenii-Palatynacie, pow. Birkenfeld

Pieniądz wojenny z Mettmann, miasto powiatowe w Nadrenii Północnej- Westfalii.

Notgeld (rok zatarty) z Bensheim w Hesji, pow. Bergstrasse

W latach 20-tych XX wieku Gryfów Śląski, podobnie jak cała Europa, zmagał się z fatalnymi skutkami galopującej inflacji. W latach 1919-1924 Miejska Kasa Oszczędności, na co pozwalało istniejące wówczas prawo bankowe, emitowała własne banknoty i monety [3]. W przypadku Gryfowa Śląskiego, z mojego punktu widzenia, bony stanowiły małe dzieło sztuki. Ja w każdym razie nie oparłam się sympatycznej postaci naszego lokalnego Ducha Gór, znanego nie tylko jako Liczyrzepa, ale i Karkonosz, Rzepiór, czy pod niemieckim imieniem Ruebezahl. Mimo, że numizmatyka nie leży w granicach moich zainteresowań, po prostu uznałam, że powinnam nabyć te bony.

Ruebezahl w trakcie liczenia swoich magicznych rzepek.

Awers

Kim był ów sławny w naszej okolicy Duch Gór? Powyższy bon utrwala najpopularniejszą legendę, która wyjaśnia pochodzenie imienia Liczyrzepy. Niestety owa legenda nie przedstawia naszego bohatera w dobrym świetle. Ruebezahl bowiem, targany chuciami, co daje nadzieję, że namiętność może dopaść każdego, bez względu na wiek, porwał piękną, młodą córkę księcia Bolka Świdnickiego. Ów haniebny czyn miał miejsce w zamierzchłych czasach, w XIV wieku. Sprytna Ofka, przy pomocy swojego narzeczonego, księcia raciborskiego – Mieszka, odwróciła uwagę starca, nakazując mu policzyć swoje rzepy na grządkach. Sama przy tym wymknęła się z niewoli na wyczarowanym z tego warzywa rumaku. Rzepy bowiem były magiczne, a każda z nich zamieniała się w wypowiedziane życzenie.

Liczyrzepa ma jednak wiele twarzy. W przerwach od zaspokajania chuci i porywania pięknych dziewcząt, Duch Gór opiekował się całym regionem i mieszkańcami. Dbał przede wszystkim o uczciwość. Na kolejnych bonach widnieją kary, jakie wymierzał oszustom:

Ruebezahl karze nieuczciwego krawca

Awers

Ruebezahl karze skąpego piekarza

awers

Ruebezahl karze handlarza szkłem

Awers

Ruebezahl rozsypuje złote monety nad Gryfowem

Awers

Od 1945 roku nikt nie spotkał Liczyrzepy. Podobno schował się w swojej siedzibie na Śnieżce, siedzi na skarbach i z przerażeniem przygląda się dewastacji, jaka spotkała te ziemie po wojnie. Jeśli jednak zapuścicie się w te strony, rozglądajcie się bacznie, bo być może zechce pokazać się i wystawić Waszą uczciwość na próbę. Jedna z legend podpowiada, jak Liczyrzepę rozpoznać:

Dziadek miał siwą brodę i wąsy. Na nogach nosił chodaki z jaworowej kory, a odziany był w kapotę z kapturem. Koło niego leżał oparty o pień zwykły kij podróżny ze świerka, którego ktoś wyrwał z korzeniami z ziemi. Wyglądem swym przypominał wędrownego żebraka tyle, że był czysty, uśmiechnięty i torby żebraczej nie nosił”. [4]


Przedstawienie Ruebezahla na przedwojennym talerzu ze schroniska Orle w górach Izerskich. Zbiory Autorki.

Równie ważną personą, jak Ruebezahl, był dla ówczesnych mieszkańców masywu Karkonoszy cesarz Fryderyk Wielki. Poniżej przykład notgeldu upamiętniającego wizytę władcy:

Gryfowscy radni dziękują Fryderykowi Wielkiemu

Awers

W 1783 roku, na fali buntu tkaczy, Gryfów Śląski został niemal doszczętnie spalony. Ogień strawił 120 mieszczańskich kamienic, browar oraz słodownię. Z ogromnym trudem, dzięki cesarzowi, miasto zostało odbudowane. Powyższy bon upamiętnia i podkreśla to ważne dla miasta wydarzenie.

I ostatni obraz na rewersie z kolekcji gryfowskich pieniędzy zastępczych (awers na rys.01). Nawiązuje on do legendy o początkach miasta i położonego nieopodal zamku Gryf. Opowiada też o słynnym rycerskim rodzie Schaffgotsch, który posiadał dobra ziemskie w tej okolicy od początku XIV wieku do 1945 roku.

Rycerz Gotsche Schof zabija gryfa

W okolicach zamku Gryf grasował okrutny i brzydki jak nieszczęście zwierz-pół lew, pół orzeł. Mało, że straszył ludzi swoim wyglądem, to jeszcze wyżerał wszystko, co tylko zjeść się nadawało. Wkrótce ludziom głód zajrzał w oczy i postanowili ubić stwora. Książę Bolko ogłosił, że kto unicestwi paskudę, za żonę dostanie księżniczkę Agnieszkę i osiądzie w charakterze pana na zamku. Obietnica skusiła wielu rycerzy, lecz żaden nie podołał wyzwaniu. Może księżniczka nie była na tyle urodziwa, aby ryzykować życiem? Lecz jak to w porządnych bajkach bywa, pewnego dnia pojawił się pastuszek Gocze, który sprytem postanowił załatwić potwora. Podpalił on gniazdo z pisklętami, z czego wynika, że gryf był płci żeńskiej, a może i nie, bo tak naprawdę, to z tymi stworzeniami nigdy nic nie wiadomo. Przerażony zwierz, pragnąc zachować dla potomnych swoje orientalne geny, usiłował skrzydłami ugasić płomienie. Na próżno. Nie znając praw fizyki, bo czasy były jeszcze bardzo “ciemne”, machając piórami wzniecał ogień jeszcze bardziej. Osłabł na tyle, że pastuszek (niem. Schaffer) z łatwością zadał mu śmiertelny cios. 
Książę dotrzymał słowa, zrobił pastuszka Gocze panem na włościach. Podania milczą, dlaczego dzielny pastuszek nie pojął za żonę księżniczkę Agnieszkę.

Gryf to zwierzę o orientalnym pochodzeniu. W czasach owianych mgłą tajemniczości zamieszkiwał kraj jednookich Arymaspów. Wydaje się, że fakt, iż nam i naszym dzieciom nie dane jest oglądać gryfów w przyrodzie, zawdzięczamy Gocze Schaffowi, który w sposób mało ekologiczny unicestwił jedynego przedstawiciela tego egzotycznego gatunku na naszych ziemiach.

Aneta Tyl

Przypisy i Bibliografia:

1.W. Bena- Polskie Górne Łużyce, wyd. F. H. Agat, Zgorzelec 2005 r. str.111.

2.J. A. Szwagrzyk – Pieniądz na ziemiach polskich. X-XX wiek, wyd. Ossolineum, Wrocław 1990, str.291

3.Wędrówki po dolinie rzeki Kwisy, wyd. Związek Gmin Kwisa, Lubań 2004, str.35.

4.U.A. Wiąckowie, Legendy Karkonoszy i okolic, wyd. Wojewódzki Dom Kultury w Jeleniej Górze, Jelenia Góra 1984 r., str.156.